Menu Zamknij

Wolfenstein – zwykła gra czy legenda

wolfenstein_3d

Europa. Czasy II wojny światowej. III Rzesza dumnie kroczy po zwycięstwo. Wydaje się, że nikt nie jest w stanie zatrzymać nazistów w drodze po dominację nad całym światem… Jedyna nadzieja w pewnym alianckim żołnierzu Williamie J. Blazkowiczu…

Kto nie grał w choć jedną grę z serii „Wolfenstein”, niech pierwszy rzuci padem do gry! Ta kultowa dziś gra była jedną z pierwszych, które zapoczątkowały modę na gry w rodzaju FPS (first-person shooter), czyli strzelanki pierwszoosobowej. 

Pierwszy raz o Wolfensteinie świat usłyszał w 1981 roku, gdy firma Muse Software wydała grę „Castle Wolfenstein”. Była to czarno-biała gra na komputery osobiste w widoku dwuwymiarowym, która pozwalała na wcielenie się w alianckiego szpiega, którego zadaniem jest wykraść tajne dokumenty z hitlerowskiej kwatery. Jednak to trzecia w kolejności cześć „Wolfenstein 3-D” (wyprodukowana już przez firmę id Software) zapoczątkowała boom na gry, w których można było wcielić się w konkretnego bohatera, przyjmując jednocześnie jego punkt widzenia. To właśnie w tej części poznajemy amerykańskiego żołnierza polskiego pochodzenia Williama Josepha Blazkowicza, który by uciec z wiezienia, stara się pokonać hitlerowskich strażników. To również ta część wprowadziła tak chętnie kopiowaną później przez następców finałową walkę z samym bossem-w tym przypadku z… Adolfem Hitlerem. 

Wolfenstein odkryty na nowo

Mimo ogromnego sukcesu, jakim był „Wolfenstein 3-D”, na kolejną cześć z tej serii gier trzeba było poczekać całe 9 lat. W roku 2001 na rynku pojawił się „Return to Castle Wolfenstein” nawiązujący luźno tytułem do pierwowzoru. W tej części już z pełnym rozmachem przenosimy się do czasów II wojny światowej i wcielamy się ponownie w Williama J. Blazkowicza, który za wszelką cenę musi powstrzymać hordy nazistów.

Czego tutaj nie ma! Nasz bohater dostaje pełną paletę broni palnej (i nie tylko), by uchronić świat. Gra jest idealnym połączeniem II wojny światowej z czarną magią, okultyzmem, zombi, zmodyfikowanymi żołnierzami czy nawet wskrzeszeniem Henryka I. Widać, że twórcy puścili wodze fantazji…i jak w to się gra!

Ciąg dalszy historii Williama Josepha Blazkowicza

Niestety, ale fani znowu musieli uzbroić się w cierpliwość, bo kolejna cześć z serii, będąca tak naprawdę rebotem, pojawiła się dopiero w 2009 roku. W tej część wcielając się ponownie w Blazkowicza staramy się powstrzymać nazistów przed wykorzystaniem Czarnego Słońca będącego źródłem energii do panowania nad światem.

Na kolejne wydanie trzeba było poczekać 5 lat. W 2014 roku światło dzienne ujrzała gra „Wolfenstein: The New Order”, która przeniosła graczy do lat 60-tych XX wieku, gdzie to w alternatywnym świecie III Rzesza wygrała II wojnę światową. Na fali sukcesu tej części w 2017 roku wydana została kolejna edycja gry pod tytułem Wolfenstein II: The New Colossus”. 

Można napisać, że było parę gier przed i po lepszych niż Wolfenstein. Lepiej grywalnych, z lepszą grafiką, bardziej rozbudowaną kampanią fabularną czy też wykorzystujących bardziej zaawansowane silniki. Gier, które bardziej zasłużyły się w rozwoju strzelanek pierwszoplanowych.  Jednak pomimo tego, że to Wolfenstein umożliwił stworzenie kanonu gier FPS. Jako jedna z pierwszych pozwoliła graczom na wcielenie się w bohatera z perspektywy jego osoby. Ekran monitora wypełnił się oczami głównego bohatera.

Mam nadzieje drogi czytelniku, że zachęciłem cię, jeśli jeszcze nie miałeś okazji do zagrania w Wolfenstein! Jeśli tak, to odpal starego PC-ta albo nowego PS-a i uratuj świat z Williamem J. Blazkowiczem.       

Opublikowano wChwila relaksu, Domowa pasja

Podobne wpisy